
Najstarszy drewniany kościół w Polsce to kościół pod wezwaniem św. Mikołaja. Miejscowa legenda głosi, że mały, świerkowy kościółek przypłynął do Tarnowa Pałuckiego z powodzią i osiadł na wzgórzu. Od tej pory wody pobliskich jezior przestały zagrażać wsi. W 1218 roku wzmiankowano już Tarnowo Pałuckie w bulli papieża Honoriusza III. Za rządów opata Hermana w 1370 r. na mocy dokumentu króla Kazimierza Wielkiego otrzymała prawo magdeburskie i prawo do targów we wtorki każdego tygodnia.

Przed rokiem 1260 zbudowano na tym Terenia pierwszą świątynię o czym świadczą badania archeologiczne. Według wstępnych badań miał on długość ok. 19,5 m (nawa z prezbiterium) i szerokość ok. 8 m. Prawie cała powierzchnia ścian i stropów kościoła pokryta jest znakomitą, renesansową polichromią, powstałą prawdopodobnie w latach trzydziestych XVII w.

Do dziś nie ma pewności, kto jest jej autorem, choć umieszczony na sarkofagu w scenie Wniebowstąpienia inicjał PW lub WP sugeruje, iż mógł to być wielkopolski malarz z tamtego okresu, Walenty Podczosik. Inna opcja przypisuje dzieło Krzysztofowi Boguszewskiemu i jego pomocnikom, a według jeszcze innej malowidła stworzyli uzdolnieni artystycznie cystersi.
Tak czy owak wnętrze wypełnia historia swoiste piękno i prostota przekazu.

Bernard lubił wymykać się opiekunowi. Franciszek miał już swoje lata i nie zawsze potrafił dotrzymać kroku Benkowi jak zdrobniale na niego mówił. Stary służący, był u państwa od dziecka, jego ojciec też służył i dziadek. Nie wyobrażał sobie innego życia. Benek wywodził go w pole przy każdej nadarzającej się okazji. Biedny chłopina załamywał ręce, rwał siwe włosy, których zostało już niewiele na poczciwej głowie. Wiosna zazieleniła okoliczne pola tą najpiękniejszą, czystą, majową zielenią, soczystą, aż chciało by się chapnąć kępę trawy i jak koń cieszyć się jej smakiem.

Chłopiec szedł ścieżką wzdłuż jeziora. Pod pachą miał teczkę z rysunkami, czyste kartki, a w drewnianym pudełeczku przywiezionym przez ojca z Chin przybory do rysowania. Kroczył do świętego Mikołaja jak mawiali wszyscy w okolicy. Na górce stał mały, niepozorny, drewniany kościółek. Taki jakich wiele w Wielkopolsce. Legenda mówi, że przypłynął tu podczas powodzi. Osiadł na tym pagórku i tak już pozostał. Chłopiec chwycił klamkę bocznych drzwi. Były stare i niskie. Dorośli musieli się schylać przy wejściu. Oddawali nieświadomy pokłon patronowi. Beniu wszedł, zanurzył rękę w wodzie święconej, przeżegnał się pośpiesznie, acz niedbale. Szedł na palcach otoczony mnogością postaci spoglądających z każdego zaułka, z sufitu, ścian, kątów. Byli wszędzie. Święci, święte, twarze, symbole. Niektóre jak by wchłonięte przez drewniane ściany, na których je wymalowano.


Wyjął czystą kartkę, a przybory położył delikatnie na podłodze. Miał wrażenie, że każdy trzask zakłóca prastarą ciszę tego miejsca. Lubił tu szkicować. Przypatrywał się twarzom, naśladował kreskę nieznanego artysty. Odkrył kiedyś, że święta Małgorzata na ścianie południowej jest Chinką, a może Japonką. Szkicował i marzył o wspaniałych obrazach, które namaluje. Nie zauważył nawet jak na strome schody chóru wspiął się organista, a za nim jego córka drobna i śliczna Kachna o słowiczym głosiku jak twierdził ojciec. Huknęły organy. Dreszcz przebiegł po plecach Benia. Wrócił szybko z krain gdzie postacie z polichromii ożywione wyobraźnią chłopca prowadziły walkę z żywiołami. Organy umilkły, a Kasieńka przestała śpiewać kiedy do kościoła wpadł zdyszany Franciszek.

– Wszędzie panicza szukam. Szeptał łapiąc oddech. – Jaśnie pani wygarbuje mi skórę, a i paniczowi się dostanie. Pomstował szeptem. Usiadł na ławce przy drzwiach żeby całkiem ochłonąć. Odniósł wrażenie, że wszystkie oczy świętych i proroków, postaci i stworów wpatrzone są w niego. Zdają się mówić „Cicho sza starcze”. Tu drzemie historia, tysiące modlitw wiruje pod sklepieniem, kroki rycerzy zastygły uśpione, płacz dzieciątek przynoszony do chrztu zawisł w powietrzu, szloch mszy żałobnych ukrył się w szparach. Pająk snuje bezszelestnie swą nić. Mucha zaciera „ręce” na brzegu klęcznika. Cisza.
Tarnowo Pałuckie – Church from the flood.

The oldest wooden church in Poland is the church of St. Nicholas. A local legend says that a small spruce church came to Tarnów Pałucki with a flood and settled on a hill. Since then, the waters of the nearby lakes no longer threaten the countryside. In 1218, Tarnowo Pałuckie was already mentioned in the bull of Pope Honorius III. During the reign of Abbot Herman in 1370, under a document of King Casimir the Great, she was granted Magdeburg rights and the right to trade on Tuesdays each week.

Before 1260, the first temple was built on this site, as evidenced by archaeological research. According to preliminary studies, it was approx. 19.5 m long (the nave with the presbytery) and approx. 8 m wide. Certainty about its author, although the initial PW or WP placed on the sarcophagus in the scene of Ascension suggests that it could have been a painter from that period from Wielkopolska, Walenty Podczosik. Another option ascribes the work to Krzysztof Boguszewski and his assistants, and according to yet another painting, it was created by artistically gifted Cistercians.

Anyway, the interior is filled with history, its beauty and the simplicity of its message.
Bernard liked to sneak out of his guardian. Franciszek was already in his age and he was not always able to keep up with Benek, as he called him by the nickname. An old servant, he was with the state since he was a child, his father and grandfather also served. He couldn’t imagine a different life. Benek led him into the field at every opportunity. The poor peasant would wring his hands, tearing gray hair, which had little left on the good head. Spring has made the surrounding fields green with this most beautiful, pure, May green, juicy, you would like to catch a clump of grass and enjoy its taste like a horse. Bernard was walking along the path along the lake. He had a briefcase with drawings under his arm, blank sheets of paper, and in a wooden box brought by his father from China, drawing supplies. He went to Santa Claus as everyone in the neighborhood used to say. There was a small, inconspicuous wooden church on the hill. Such as many in Wielkopolska. Legend has it that he came here during the flood. He settled on that mound and stayed that way. The boy grabbed the side door handle.

They were old and short. Adults had to bend down at the entrance. They worshiped their patron unconsciously. Beniu entered, dipped his hand in the holy water, and hastily crossed himself, though carelessly. He tiptoed, surrounded by a multitude of figures peering down from every alley, ceiling, walls, corners. They were everywhere. Saints, saints, faces, symbols. Some seem to be absorbed by the wooden walls on which they are painted. He took out a blank sheet of paper and laid the utensils gently on the floor. Every crack seemed to disturb the ancient silence of the place. He liked sketching here. He studied the faces, he imitated the lines of an unknown artist. He once discovered that Saint Margaret on the south wall was Chinese, or maybe Japanese. He sketched and dreamed of the wonderful pictures he would paint. He did not even notice how the organist climbed the steep stairs of the choir, followed by his little and beautiful daughter Kachna with a nightingale voice, as her father claimed. An organ boomed. A shiver ran down Benia’s back. He returned quickly from the lands where the figures from the polychrome, animated by the boy’s imagination, were fighting the elements. The organ fell silent, and Kasieńka stopped singing when Franciszek, out of breath, burst into the church.

– I’m looking for you everywhere. He whispered gasping for breath. – My lady, you will tan my skin, and you will also get it. He cursed in a whisper. He sat down on the bench by the door to cool off completely. He had the impression that all the eyes of saints and prophets, figures and creatures were fixed on him. They seem to be saying, 'Quiet old man.’ Here lies history, thousands of prayers swirl under the vault, the knights’ footsteps are asleep, the cry of the infant brought to baptism hung in the air, the sobs of the mourning masses are hidden in the cracks. The spider weaves its thread noiselessly. The fly rubs 'hands’ on the edge of the kneeler. Silence.